To nie jest w stu procentach recenzja jaką można przeczytać na portalach dotyczących książek. Znajduję się tu wyłącznie moja, szczera opinia na temat tej powieści.
Pojawiają się SPOILERY.
Jeśli jesteś przed czytaniem książki, odpuść sobie moją recenzję na później.
„Chłopak, który zakradł się do
mnie przez okno” – Kirsty Moseley
Nie pamiętam co dokładnie skłoniło
mnie do przeczytania tej książki. Czasami mam tak że jeżeli jakiś
tytuł przewija mi się zbyt często w social-mediach po prostu
dodaje go do listy „do przeczytania” i czeka na swoją kolej. Bo
skoro tak dużo osób o tej pozycji wspomina to musi być coś na
rzeczy, prawda? Tak, prawdopodobnie ten tytuł znalazł się na moim
Kindle.
Po zakończonej sukcesem sesji i małym
przestoju w czytaniu chciałam sięgnąć po coś lekkiego i
krótkiego, żeby znowu wejść z rytm czytania. Co mnie, do cholery
podkusiło, żeby kliknąć w tę akurat pozycje? Nie wiem. Ale
trudno, poszło.
Boże, co to był za chłam.
Czytając „to coś” poczułam się
znowu jako 13’latka czytająca wyidealizowane historyjki pisane
przez koleżanki z klasy. Taki właśnie poziom reprezentuje ta
książka.
Poziom fanfiction wchodzącej w dojrzewanie nastolatki.
Najgorsze jest to że autorką jest dorosła, dojrzała, około
35-letnia kobieta. Czy ktokolwiek przed wydaniem tej książki ją
przeczytał? Wydawca? Korekta? Sama autorka?!
Oczywiście, wyidealizowane postacie.
Liam i Jake super przystojni, rozchwytywani przez dziewczyny w szkole
sportowcy. Amber – czyli główna bohaterka – szara myszka,
grzeczna, dobrze ucząca się. Bla, bla, bla – to już było! Ten
schemat powielany jest już od lat w książkach young-adult.
Zdarzenia w tej powieści są nad wyraz
nierzeczywiste. Nie jest możliwe, aby przez 10lat rodzice Liama nie
zauważyli, że wymyka się on co noc do domu obok aby spać z
siostrą swojego przyjaciela. 10 lat. Noc w noc.
Dalsza część historii jest coraz
bardziej absurdalna. Amber, mając 16 lat została prawie zgwałcona
przez swojego ojca. Kto ją obronił? Oczywiście rycerz Liam. Przez
to traumatyczne zdarzenia dziewczyna nabawiła się fobii i stanów
lękowych, lecz jej matka nie zabrała ją do specjalisty, bo Amber
tego nie chciała. (cis!) Co to za matka, która pozwala na przemoc,
którą stosował na rodzeństwu ich ojciec? Dowiadujemy się, że
ojciec wyjechał i nie kontaktuje się z rodziną. Matka znalazła
super opłacalną pracę, ale rzadko bywała w domu (co jest
oczywiste – przecież totalnie przeszkadzałaby w dalszym rozwoju
fabuły).
Książka jest pełna opisów jak to
świetnie Liam całuje, jak to nie może oderwać od Amber wzroku.
Ale co najbardziej mnie zirytowało to że Liam zwracał się do niej
„Aniołku”. Serio? Jaki 18-latek się tak zwraca do dziewczyny?
Jakie jeszcze „nagłe” zwroty akcji
funduje nam autorka? Oczywiście, szkolny zakład za grubą kasę,
stypendium sportowe i propozycja wyjazdu Liama do Bostonu, nagły
powrót ojca, ciąża (nie mogło się bez niej obejść, czułam to
w kościach), rozwiązanie problemu w postaci ciąży czyli
poronienie, przyrodnie rodzeństwo, zjednoczenie rodzinne, areszt
Liama i heroiczna postawa Amber, która dzień po poronieniu wypisuje
się ze szpitala żeby ratować chłopaka.
Czegoś nam tu brakuje?
No tak HAPPY END, czyli zaręczyny i
żyli długo i szczęśliwie.
A ja przepraszam idę wymazać tę
książkę z mojej pamięci.
___________________________
Dodaj mnie –>
Lubimy Czytać!
Obserwuj –>
Instagram